ROZPRAWKI GENETYCZNE


Dobra, przyznaję- im brzuch większy, a kopniaki coraz boleśniejsze, tym częściej zastanawiam się, jaka ta moja koza będzie?
Czy będzie leniuchem po mamusi, czy po tatusiu? 
Pani mechaniczka, czy kolejny artystyk?

A więc tak...
Jest takie coś co nazywamy genetyką.
(Wiem, bo słyszałam w telewizji :P)
I ponoć dzięki tej genetyce nie tylko dziedziczymy po przodkach cechy fizyczne, ale również psychiczne.
Trochę to abstrakcyjne- przyznajcie. 
Wyobraźcie sobie, że to kim jesteśmy, jak myślimy i czujemy jest niczym przepis kulinarny, który modyfikujemy za każdym razem, dodając i odejmując różne składniki i zmieniając ich proporcje. Każde danie traktujemy względnie podobną temperaturą i różnym czasem pieczenia. 
Z każdego przepisu wyjdzie nam inne, ale czasami bardzo podobne do poprzedniego danie. 

Niesamowite prawda?

Za każdym razem, kiedy ludzie się ze sobą łączą, dochodzi do wojny dwóch różnych przepisów, gdzie wygrywa "silniejszy". 
Najlepiej jednak żeby przepisy się uzupełniały niemal w całości...

 No dobra koniec tej metafory, bo się za mocno w nią wczułam:P

W skrócie: zaczęłam się zastanawiać jakim daniem będzie moja koza- takim tatusiowym czy mamusiowym? Ale jeszcze bardziej nurtowało mnie, czy faktycznie te cechy psychiczne są w tak dużym stopniu dziedziczone?

Przyznaję, że z wielką ciekawością zaczęłam obserwować jakie podobieństwa łączą mojego partnera i jego synka.

To było niesamowite!
Szybko zauważyłam tą samą mimikę twarzy i podobieństwa w zachowaniu. 
Taki mały człowieczek, a robi wszystko tak jak tatuś. 
Robi to tak doskonale i naturalnie, że nie ma mowy o nabyciu tych cech. Co to, to nie. 
Moje obserwacje utwierdziły mnie w idei 
"wielkiego dziedziczenia wszystkiego". 
Pogodziłam się nawet z tym, że moja koza może być po mnie melepetą, albo histeryczką, albo jeszcze takim zboczuchem, czy coś... 
( no co każdy ma jakieś defekty :P )

I tak krążyły te moje rozmyślenia i krążyły i krążą nadal...
Bo wiecie, ja jeszcze nie mam swojego małego klona, a Piter już ma.
To byłoby wielce niestosowne i wręcz niesprawiedliwe, żeby oba dzieciaki były podobne do tatusia!
A jak ktoś powie, że przesadzam i nie są tacy do siebie podobni, to wspomnę tylko pewną anegdotkę. 
Wydarzyło się to, kiedy nareszcie dowiedzieliśmy się, że nasza koza faktycznie jest kozą, a nie koziołkiem.
A wszystko wyglądało tak...



(tak wiem pasy źle narysowałam- no cóż nawet geniusze czasami się mylą :P )


2 komentarze :

  1. Super rysunki ( przemyślenia także)....chyba znam tego gościa za kierownicą.Pozdrówki dla całej czwórki.

    OdpowiedzUsuń

DROGI PAMIĘTNICZKU czyli z życia Maronia © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka