HORMONY?

Odkrycie dnia! 
Wystarczy nie myć się nad ranem, nie jeść, jak najrzadziej korzystać z toalety 
i czas na siebie/bloga, znajduję się sam!

Ale nie o tym, nie o tym...
O hormonach.
O hormonach, które jak głosi pradawna legenda, przejmują władzę nad zdrowym rozsądkiem kobiet podczas ciąży i połogu. 
Muszę przyznać, że sama wielokrotnie spotkałam się z przykrym wpływem hormonów na moje samopoczucie. 
Często przeżywam wahania nastrojów. 
Bez przyczyny z euforii przechodzi się do stanów depresyjnych, żeby na sam koniec stwierdzić, że źródło tych emocji poszło w zapomnienie. 


Niestety. Mężczyźni nauczyli się usprawiedliwiać hormonami wszystko!
Przypuszczam, że kobiety w dużej części przyczyniły się do tego stanu rzeczy. 

Jak każdy człowiek, nie lubię, kiedy mój problem jest generalizowany i mieszany ze wszystkim co określilibyśmy mianem " NIE WAŻNE". Taką etykietę według mnie mają wszelkie sprawy określane przez ludzi jako " HORMONY". 
Natura wymyśliła to tak, że kobieta obrywa tym hasłem co miesiąc przez większą część swojego życia. Tak się nieszczęśliwie składa, że podczas ciąży i połogu obrywa nam się tym hasłem znacznie częściej niż zwykle. I to ze wszystkich stron! Nie chodzi przecież tylko o waszego partnera, ale całą rodzinkę i znajomych. Szczęściarze usłyszą conieco również od nieznajomej ekspedientki w sklepie, lub współtowarzysza podróżując pociągiem czy autobusem.

Nie powinno więc nikogo dziwić, że sformułowania typu :
"KOCHANIE TO TYLKO TWOJE HORMONY", 
albo jeszcze lepiej :
 "PRZEZ TE HORMONY ZNOWU SOBIE COŚ WYMYŚLIŁAŚ",
 działają na nas jak płachta na byka.

Drodzy panowie. 
Taki mój mały apel do Was wszystkich. 
Kiedy wasza partnerka przedstawia Wam jakiś problem. Często pokazując Wam najukochańsi panowie, że nie jesteście superbohaterami, tylko ludźmi i nawet Wam zdarzają się wpadki i błędy, pamiętajcie że robi to w dobrej wierze. Policzcie w myślach do takiej liczby, jaką reprezentuje Wasz wiek i jeśli nadal czujecie się na tyle szaleni, użyjcie tego hasła:
 "TO TYLKO HORMONY". 
(Jeśli przeżyjecie, z chęcią zapoznam się z Waszą historią ;))

A tak serio.

 Drodzy przemili, najmądrzejsi na Świecie Panowie.
Zastanawialiście się może kiedyś nad tym, jak dużą cierpliwością w stosunku do Was musi się wykazać Wasza partnerka w czasie ciąży i połogu?
Nie..?!
Pomyślcie tylko ile razy zdarza Wam się zadać pytanie, które po dłuższym czasie każdemu wydać może się irracjonalne.
A zaufajcie mi jest tego sporo...
Kiedy poinformowałam mojego lubego o tym, że jestem w ciąży, pierwsze o co zapytał to: " A możemy poczekać jeszcze rok?"

 No, ale co ja tam wiem... 
W moim przypadku hormony wyczyściły mi mózg następująco:
- nie udało mi się wywołać porodu siłą świadomości (a każda kobieta to potrafi) i miałam wywoływany  poród sztucznie (bo zła kobieta ze mnie, leniwa i jeszcze taka mało świadoma);
- przez to, że mam pierwsze, a nie drugie dziecko, to ja nadopiekuńcza jestem (i mało świadoma, a przez to zła kobieta ze mnie);
-nie znam się na wychowaniu dzieci więc wypowiadać się nie mogę i wszelkie moje uwagi odnośnie tego jak chcę wychowywać swoją córkę, są niezasadne i nie mam do tego prawa, a że uparta w tej kwestii jestem, to zła kobieta ze mnie, nieświadoma i jeszcze sama nie wiem jak ciężko, ale będę cierpieć bo jestem matką a matki muszą w życiu się nacierpieć! (Że też niestety faceci nie potrafią zrozumieć, że angażując się w wychowanie dziecka od początku, właśnie pomagają matce przejść ten ciężki etap bez cierpienia- ale to pewnie hormony przeze mnie znowu przemawiają :P );
- kiedy mój partner, przez natłok obowiązków wracał codziennie z pracy po 21-ej i chciał wyjść do znajomych, po raz kolejny zostawiając mnie samą z kilkutygodniowym dzieckiem, z którym spędzam sam na sam 24/24h, bo przecież zmęczony jest i ON MUSI odpocząć sobie z kolegami przy piwku, a ja nie wybuchłam entuzjazmem tylko przemilczałam sprawę - też winą były moje hormony! (Ja przecież cały dzień siedzę w domu, nic nie robię- nawet nie posprzątam, ścian nie wymaluję, bloga nie napiszę i nawet nie uraduję się wysyłając chłopa do kolegów- masakra jakaś!)


Ogólnie to przez te hormony to zła kobieta jestem, leniwa i niewątpliwie nieświadoma.
Jednym słowem jędza straszna!
Niedorzeczności zebrało się tyle, że nie chce mi się w nie wnikać.
Nie wszystko też pisać mi wypada. 

Piszę w dużej złości, może desperacji ALE...
 Drodzy Panowie. 
Zrozumcie w końcu, że kiedy kobieta chce z wami porozmawiać i porusza jakiś problem, to oznacza chęć rozwiązania go wspólnie i gotowość do dalszej współpracy. 
To wcale nie jest od razu rozstanie! 

Ze spokojem nadal możecie wszystko zwalać na hormony. 
Wiem jedno. Każdego dnia, moja cierpliwość wystawiana jest na ciężkie próby. 
Tak - nie jestem święta. Wielokrotnie się ugięłam i wybuchłam z pełną zjadliwością i nienawiścią (nie da się ukryć). 
Ale uwierzcie mi - natłoku tylu niedorzeczności nawet święty nie wytrzyma.
Niech Was więc nie dziwi, że czasami zdarzy się nam jakiś niekontrolowany wybuch.

ZABIJCIE MNIE NA MIEJSCU! 





5 komentarzy :

  1. Maroń wróciła! Nic tylko się cieszyć. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam z niecierpliwością na kolejny wpis ale trochę się zawiodłam.Nie takiej reakcji na macierzyństwo się spodziewałam.Sama jestem już matką i wydawało mi się że dla każdej matki ten fakt i dziecko jest w tym okresie najważniejsze.....a nie hormony, o których wiele ,a o dziecku ani słowa.....mam nadzieję że i o nim coś jeszcze napiszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie..;) O mojej małej kozie też będzie (i to nawet dziś! ) Ale ile można o tych bobasach? Mi wystarcza, że spędzam z córą całe dnie. Co oczywiście nie oznacza, że będę pomijała jej temat, zatem zapraszam do śledzenia mojego bloga. Mam nadzieję, że zawodów będzie coraz mniej ^_^

      Usuń
  3. A mój mąż nie chce lodówki umyć!

    OdpowiedzUsuń

DROGI PAMIĘTNICZKU czyli z życia Maronia © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka